Zmiana in minus
Nowe logo Polskiego Związku Łowieckiego miało być ukoronowaniem obchodów 100-lecia zrzeszenia myśliwych i z takim też przekazem zostało zaprezentowane.
Przeprojektowany znak jest minimalistycznym wzorem z wizerunkiem jelenia, nie zawiera żadnej typografii i został utrzymanym w myśliwskich barwach. Teoretycznie prosty i nowoczesny wzór ma jednak według mnie symboliczne braki.

Po pierwsze brakuje jakiegokolwiek elementu typograficznego, co w tym przypadku znacznie utrudnia prawidłową identyfikację posiadacza logo. Myślę, że lepszym wyjściem byłoby jednak pozostawienie chociażby skrótu PZŁ, tak jak to miało miejsce wcześniej.
Po drugie, całkowicie usunięto z projektu krzyż świętego Huberta, który z tego co mi wiadomo, jest dość charakterystycznym symbolem w świecie myślistwa. Gdyby tam pozostał, wzór na pewno odznaczałby się większą oryginalnością i ciągłością historyczną z poprzednimi znakami.
I już z tych dwóch powodów nowe logo PZŁ jest moim zdaniem dość przeciętnym projektem, ale żeby nie było tak nudno, rebranding ma znacznie więcej smaczku.
Zarzuty o plagiat i tłumaczenie Pągowskiego
Okazuje się, że logo stworzone pod nadzorem Andrzeja Pągowskiego, znanego plakacisty, który od jakiegoś czasu próbuje wchodzić także w buty projektanta identyfikacji wizualnych, bardzo mocno czerpie z pewnej stockowej ilustracji. Fakt ten wyłapali internauci i oczywiście natychmiast posypały się oskarżenia o plagiat.

W związku zaistniałą sytuacją wypowiedzieć postanowił się sam zainteresowany:
„Nie użyliśmy cudzej pracy bez wiedzy autora. Przy pracy skorzystaliśmy – jak robi to większość agencji projektowych – z płatnych zasobów ilustracyjnych/zdjęciowych. Płacimy abonament za korzystanie z tego konkretnego banku zasobów, z którego pochodzi czarno-biała ilustracja, której fragment został użyty w projekcie. Zgodnie z opłacaną regularnie licencją mamy prawo do wykorzystywania i przerabiania ilustracji dostępnych w zbiorach i umieszczania ich w naszych projektach bez podawania źródła pochodzenia. Jest to stała, regularnie wykorzystywana praktyka, którą stosuje większość firm projektowych” – stwierdził Andrzej Pągowski.
Ponadto okazało się, że autorem nowego logo PZŁ nie jest sam Pągowski, ale osoba z jego pracowni, nad której pracą znany plakacista jednak czuwał.
Pozwolę sobie odnieść się do kilku wyżej poruszonych wątków.
Plagiat czy po prostu marna praca?
Zacznijmy od tego, że plagiatem jest kradzież cudzego utworu, a więcej na temat plagiatowania pisałem kilka lat temu w artykule Kiedy mamy do czynienia z plagiatem, a kiedy nie? Polecam, bo tekst ten pomaga zrozumieć kwestię plagiatowania i może ustrzec przed rzucaniem pochopnych, niesłusznych oskarżeń.
Jeśli pracownia Pągowskiego nabyła legalnie wspomnianą pracę stockową, a następnie zgodnie z licencją wykorzystała ją w swoim projekcie, to nie ma mowy o żadnym plagiacie. Jest to po prostu odtwórczy znak, stworzony poza standardami dobrego projektowania, ale na pewno nie kradzież.
Projektowanie a zasoby stockowe
To prawda, że jak stwierdził Pągowski, agencje korzystają z płatnych zasobów ilustracyjnych i zdjęciowych. Pytanie tylko w jakich sytuacjach i projektach? Bo czym innym jest wykorzystać stockowe zdjęcie w roli materiału uzupełniającego projekt katalogu, ulotki czy strony internetowej, a czym innym tworzyć na bazie stocków znaki firmowe.
Kompletną bzdurą jest także twierdzenie, że większość agencji i projektantów regularnie praktykuje wykorzystywanie stocków do opracowywania własnych utworów. Nie wiem z jakich źródeł Pągowski zaczerpnął te rewelacje, ale na pewno nie było to środowisko projektantów identyfikacji wizualnych i firm zajmujących się brandingiem.
Jest dokładnie odwrotnie, ponieważ każdy szanujący się projektant i grafik, zabierając się do pracy nad logo, zdaje sobie sprawę z tego, że ma to być utwór oryginalny, unikatowy i przede wszystkim niebędący jawną kopią jakiegoś płatnego gotowca. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to tylko obnaża własną niekompetencję.
Jelenia żal
W całym tym zamieszaniu najmniejszą uwagę zwraca się na poszkodowanego, jakim niewątpliwie jest Polski Związek Łowiecki. Organizacja zostaje z bardzo przeciętnym, odtwórczym wzorem, za który być może zapłaciła niemałe pieniądze i zdecydowanie może czuć się co najmniej rozczarowana. Szkoda.
Nie wiem czy PZŁ podejmie jakiekolwiek dalsze kroki, czy w ogóle ma taką możliwość, więc niech ten przypadek będzie przynajmniej nauczką dla innych, że znane nazwisko wcale nie jest gwarantem wybitnej pracy. Szczególnie gdy zatrudnia się je do pracy w dziedzinie, w której jego właściciel nie jest żadnym specjalistą.
KK
Źródła: PZŁ, dribbble