To, co wydarzyło się na początku września na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w pierwszej chwili mnie zmroziło. Identyfikacja wizualna tutejszego ŚUM-u uległa całkowitej zmianie w wyniku przechodzonego przez jednostkę rebrandingu. Zmieniło się logo i herb. Niestety.
Że ze Śląska jestem, to wiecie, zatem nie mogłem pominąć milczeniem przedstawienia, którego, chcąc nie chcąc, stałem się świadkiem. Śląska uczelnia medyczna zafundowała sobie kompleksową zmianę wizualną, mającą na celu odświeżenie marketingowej części działalności i pokazanie unowocześnionego oblicza szkoły. Niestety mimo, że niektóre z elementów nabrały trochę nowoczesnego stylu całość nie zrobiła na mnie zbyt dobrego wrażenia. Zwłaszcza nowe logo, które jest jedną wielką farsą.
Dotychczasowy znak wykorzystywał prostą, ale przedstawioną w interesujący sposób koncepcję połączenia trzech pierwszych liter nazwy uczelni. Owszem, znak jak najbardziej nadawał się do przeprojektowania, ale nad naruszaniem koncepcji mocno bym się zastanowił. Charakterystyczne „Ś” było przedstawione w formie laski Eskulapa i moim zdaniem dobrze się to sprawdzało. Lifting, a nie całkowita zmiana byłby w tym przypadku zdecydowanie bardziej na miejscu. Niestety zdecydowano inaczej i w efekcie ŚUM otrzymał „spłaszczony” i rozwleczony symbol, który kompletnie z niczym mi się nie kojarzy. Gdybym od razu nie wiedział, że jest to logo śląskiej uczelni, mógłbym mieć spory problem z prawidłowym rozszyfrowaniem skrótu, ponieważ na moje oko może to być co najwyżej „sum”.
Strasznie nie przekonuje mnie forma pierwszej litery, ponieważ jest nieczytelna, a do tego nie jest tą literą, którą reprezentuje. Brakuje, bardzo brakuje tego drobnego, niepozornego elementu – kreseczki nad „S”. Okropnie wygląda również bezmyślnie wkomponowany krzyż w literę „m”. Nie wiem dlaczego jest tak mały i dlaczego autorka zdecydowała się na takie zaburzenie proporcji między grubością litery, a szerokością pionowej belki krzyża.
Wraz z logo uczelnia postanowiła wziąć się również za swój herb. Jak już odświeżać, to za jednym zamachem – słuszne podejście. Niestety także i w przypadku tego elementu nie popadam w zachwyt. Postawiono na minimalistyczne rozwiązanie, które w pierwszym momencie skojarzyło mi się z rebrandingiem Politechniki Gdańskiej. W Gdańsku też były zwierzęta (lwy), też były kontrowersje, ale było też lepsze wykonanie i większe dopracowanie. Ponadto unowocześniany ponad 3 lata temu symbol PG posiadał więcej podobieństw do wcześniejszego herbu i miał bardziej sensowne uzasadnienie, niż przypadek z Katowic.
Śląski Uniwersytet Medyczny zmienił herb nie zachowując żadnej ciągłości z tym, czego używał do tej pory. Uważam, że jest to zbyt drastyczne przeprojektowanie. Nie mam nic przeciwko samej modernizacji herbu, ale uważam, że powinna zostać zachowana zdecydowanie większa ciągłość, bo aktualnie nie ma żadnej. A oto jak wyjaśniane jest nowe godło ŚUM (źródło):
„Pięć krzyży medycznych w herbie określa liczbę wydziałów oraz, podobnie jak w przypadku logo, profil Uczelni. Na tarczy umieszczona jest także data – 1948, czyli rok powstania ówczesnej Akademii Lekarskiej, która mieściła się w historycznych granicach Bytomia (Rokitnica), co podkreśla fakt obecnych przy tarczy trzymaczy, które w przeszłości często stosowane były w herbie tego miasta. […] Poprzeczne, mocne pasy w klinie symbolizują pokłady węgla, charakterystyczne dla górniczego charakteru regionu.”
Mimo próby usilnego przekonania nas do tego, że herb jednoznacznie odwołuje się do Śląska i medycyny, w praktyce jest to absolutnie niewidoczne. Gryfy nie kojarzą się z tutejszymi ziemiami, bo na Śląsku dominuje orzeł. Nie bez powodu występował on w dotychczasowej wersji. Tak samo kolorystyka, która z charakterystycznych żółto-niebieskich barw, została sprowadzona do nic nie mówiącego o regionie błękitu. „Pokłady węgla” są w tym przypadku totalnym science-fiction, bo raz że nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie się w tym fragmencie doszukiwał takiej symboliki, a dwa – nie do końca widzę zasadność łączenia ich ze Śląskim Uniwersytetem Medycznym. Klin na tarczy może stanowić co najwyżej ciekawe urozmaicenie jej formy.
Na osłodę chciałem dodać, że autorka rebrandingu – Kamila Miłoń – przygotowała też kilka wizualizacji, ale doszedłem do wniosku, że to jednak żadna wielka osłoda, bo i one nie sprawiają w gruncie rzeczy zbyt pozytywnego wrażenia. Lubię minimalizm, jednak w przypadku ŚUM-u odnoszę wrażenie, że to nie minimalizm, tylko brak pomysłu na stworzenie dobrego klucza wizualnego. Cóż z tego, że wizualki wyglądają estetycznie, skoro usuwając z nich błękitne tło zostaniemy z białymi kartkami, na które tylko nałożono jeden, albo drugi zaprojektowany znak? W przypadku tych znaków (a na pewno nowego logo) wolałbym ich nigdzie nie nakładać i nie widzieć.
Rebranding Śląskiego Uniwersytety Medycznego napełnia mnie wielkim rozgoryczeniem i żalem. Mamy tu w regionie dużo ciekawych, wartych pokazywania projektów, lecz do tego grona na pewno nie zaliczę znaków medycznej uczelni. Nowe logo okazało się kompletnym niewypałem, natomiast herb zatracił moim zdaniem symboliczną wartość. Obydwa wcześniejsze znaki wymagały poprawy i odświeżenia, ale na pewno nie powinno zostać to zrobione jak powyżej. Nowoczesność można pokazywać w dobry, ciekawy i interesujący sposób nie tracąc przy tym aż tak wiele z historii i tradycji. Szkoda, że tym razem w Katowicach zupełnie się to nie udało.
Źródła: Śląski Uniwersytet Medyczny, ŚUM Facebook