Po sześciu latach od ostatniej modyfikacji argentyńskiego logo turystycznego kraj ten ponownie zainwestował w jego zmianę. Tym razem przeprojektowanie jest dużo poważniejsze i wprowadziło zupełnie inny, nowy symbol wraz z opartym na nim systemem identyfikacji wizualnej.
W 2012 roku Argentyna dokonała odświeżenia używanego od 2005 roku znaku. Wśród wstęg pojawiła się wtedy żółta barwa, inna typografia i nowe proporcje poszczególnych elementów. Chociaż można było dostrzec sporo różnic, to koncepcja pozostała ta sama.
Argentyńczycy ponownie postanowili pochylić się nad logo swojej narodowej turystyki. We współpracy z Future Brand opracowano projekt, który ma posłużyć Argentynie w najbliższych latach. Przyznam jednak, że widząc tę konstrukcję po raz pierwszy nigdy nie pomyślałbym, że może ona reprezentować znak promujący państwo jako takie.
Nowe argentyńskie logo, to do bólu prosty schemat opierający się na kole z wpisaną literą „A” oraz logotypem z nazwą państwa pod nim. W wersji podstawowej całość utrzymana jest w błękitno-białej kolorystyce, ale wzór posiada wiele odmian, w których koło wypełniane jest zdjęciami, czy teksturami. Symbol mający podkreślać unikalność kraju i miejsca, okazał się kompletnie bezpłciowym zestawieniem niemożliwie prostych, nic nie znaczących elementów. Ale nie według autorów. Gustavo Koniszczer, dyrektor zarządzający Future Brand na obszarze Ameryki Łacińskiej tłumaczy koncepcję jako
„wizjer przez który przechodzi wszystko to, co kraj ma do zaoferowania i zaprezentowania, ale zawsze w odniesieniu do „A”, oznaczającego położenie kraju na świecie.” – źródło
Cóż, każdy z Was niech sam oceni sens tego wytłumaczenia. Mimo że w pierwszej chwili może ono wydawać się spójne z tym, co stworzono, to osobiście uważam je za zbieg mający na celu dorobienie pięknej idei do zupełnie przeciętnego i niewyrazistego wzoru. Forma znaku i pomysł na jego urozmaicenie poprzez zdjęcia i grafiki nie jest niczym oryginalnym. W dodatku w przypadku Argentyny jego wykonanie zamiast podnosić, obniża walory estetyczne całego projektu i rozmywa jego spójność (przynajmniej w niektórych sytuacjach).
Brak wyrazistości rzuca się w oczy także w pozostałych obszarach identyfikacji. Pomimo wielu różnych wizualizacji ciężko jest w nich dostrzec silny (jakikolwiek?) motyw przewodni. Tak naprawdę prezentację identyfikacji sprowadzono zaledwie do zwizualizowania znaku w różnych miejscach. Uważam, że to jednak za mało, by można było mówić o opracowaniu kompleksowego systemu wizualnego.
Nie ukrywam, że rebranding Argentyny bardzo mnie rozczarował. Nie spodziewałem się, że tak duży i znaczący w regionie kraj pozwoli sobie na tak słabą i bezpłciową koncepcję. Zero charakteru, zero unikalnej formy, zero wyrazistości. Ostatnim z gorszych tego typu projektów była chyba Boliwia – kraj leżący na tym samym kontynencie i współpracujący przy kreacji z… tą samą agencją (!). Tyle, że o ile teraz mamy do czynienia z przesadnym okrojeniem, tak Boliwijczycy borykają się z przerostem formy. Future Brand zapewne potrafi tworzyć dobre brandingi (projektanci tej agencji wykonali przecież świetny znak dla turystyki peruwiańskiej), lecz w dwóch ostatnich przypadkach coś ewidentnie poszło nie tak, jak trzeba. Ciężko wyrokować która ze stron miała większy wpływ na końcowy efekt, ale wydaje mi się, że autorzy jako doświadczeni specjaliści powinni być w stanie wykreować coś znacznie bardziej wartościowego. Również i Argentynę, jako państwo duże i znaczące w regionie zapewne było stać na zdecydowanie lepszy rezultat. Szkoda, że ostatecznie tak się nie stało.
Źródło: Brandemia, Future Brand